Strony

środa, 19 grudnia 2012

Przeklęta świąteczna czerwień


Mała niespodzianka!  Wyszukałam świąteczny tekst sprzed... dwóch lat!


Kiedy od końca listopada zaczyna być słyszalny głos Georga Michael’a śpiewającego „Last Christmas”(swoja drogą ciekawe, czy nadal wszyscy chętnie podśpiewywali by sobie to, gdyby wiedzieli, iż wypowiadane „i gave you my heart” pisane było z myślą o odbiorcy- mężczyźnie; )),  a na wystawach kwiaciarni pojawia się grubaśny bałwanek, z jeszcze bardziej grubaśnym Mikołajem i zawsze szczupłą Śniężynką(jak ona to robi!?), to znak, że nadchodzi ten czas. Święta! Atmosfera aż unosi się w powietrzu, kupujemy”cynamonowe ciasteczka”, które z cynamonem mają tyle wspólnego, co ja z wcześniej wspomnianą Śnieżynka. Myślimy o prezentach, na które można wziąć kredyt z Mini Ratką. Choince, z której jak co roku sypać się będą te małe igiełki, malutkie zieluńkie igieluńki, które doprowadzają każdego do wewnętrznego wybuchu następnej wojny, ale przecież pachną  świętami! Zastanawiamy się jak udekorować stół, ażeby rybki lepiej smakowały(nie drogie dzieci, tata wam nie kupił na święta rybki i nie wpuścił jej do akurat wanny, bo wszystkie akwaria były już wykupione…). Możemy nawet bez stresu gotować z „pomysłem na…”. Kevina sobie włączyć możemy(który jednak będzie leciał w święta w telewizji!), "simsy na święta”, psa wcisnąć w strój czerwony, to wszystko popijająć coca- colą, której reklama w tym roku jest zupełnie beznadziejna(drogie dzieci, w tym roku nie ponucicie sobie „coraz bliżej świeta” tylko”it’s christmas time”). Bałwana oczywiście moglibyśmy sobie ulepić, bo śnieg będzie, iść na Pasterkę, bo kościół też będzie…  Szkoda tylko, że nawet tego, co tak łatwe i przyjemne- nam się nie chce. Nie chcę mi się lepić tego grubasa, ani jeść tej biednej ryby, bo zawsze dla mnie śmierdzi rzeką, kolęd mi się nie chce śpiewać, bo zawsze wtedy zastanawiam się, co powiedziałby mój tata, gdybym to ja była w ciąży i powiedziała, że to, co we mnie- to niepokalane poczęcie! Pogotować mogę trochę, bo lubię i jeść też lubię. Świeczki sobie zapale, a co! I to wszystko, co wcześniej wspomniane oczywiście ma swój urok i dla wielu jest bardzo ważne, szkoda tylko, że to takie drętwe, powierzchowne, coraz bardziej snobistyczne(prezenty nie mogą być ręcznie robione, drogie muszą być, drogie!). I wtedy zazdroszczę tym wszystkim katolikom, z krwi i kości, nie tym, którzy nogę ci podstawią, a w niedzielę zawsze są w kościele.  Zazdroszcze tych wspaniałych księży, którzy przypominają, co w tym wszystkim jest najważniejsze- rodzina i miłość.

Ps. Ja lubie święta, bo lubię moją rodzinę. Lampki świąteczne zapaliłam sobie w Andrzejki lejąc wosk, już niestety się przepaliły, bo moja nadgorliwość nie pozwoliła naprawić tacie czerwonej lampeczki, która mogła zrobić zwarcie całej ozdobie. I zrobiła, przeklęta. I fałszywa- czerwona, niby taka świąteczna… 


I jak, i jak? :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz