Strony

niedziela, 30 września 2012

Z serii : Klasyki (i nie tylko!) literatury: Lot nad kukułczym gniazdem

Co dziś może wydawać się niemożliwe, kiedyś było normalnością. Za co dziś otrzymałbyś najwyżej współczucie, za to kiedyś wsadzili by Cię do szpitala psychiatrycznego.
"Lot nad kukułczym gniazdem" to powieść właśnie o tym. W "wariatkowie" życie toczy się powoli, bardzo schematycznie według zaleceń pewnej siostry, zwanej przez wszystkich Wielką Oddziałową. Owa pani, co prawda, zgodnie z tamtejszymi metodami leczniczymi, ale niezgodne z jakimkolwiek współczuciem, czy empatią, wysyła chorych na specyficzne zabiegi. Faszerowanie tabletkami? Owszem. Podłączanie do prądu w celu uspokojenia pacjenta? Szereg upokarzających posunięć mających obnażyć człowieka z resztek godności? Czemu nie! Grzebanie szpikulcem w mózgu dostając się tam przez oczodoły, by pacjent stał się zupełnie nieemocjonalny? Tylko w "uzasadnionych" przypadkach.
Udający głuchoniemego wielki Indianim, zwany "Wodzem" jest narratorem. To właśnie niemu zawdzięczamy klasyfikację pacjentów na "ludzi-rośliny", chroników i okresowych. Opisując wszystko z najmniejszymi szczegółami, przeplatając to z opisami dawnego życia w indiańskiej wiosce, nie przegapia największej rewelacji oddziału- nowego pacjenta. Kolejnym nabytkiem Kombinatu(tak Wódz nazywa całą machinę  rządzącą światem) jest McMurphy. Dziwkarz. Tu popije, tam kogoś pobije, zdrowy chłop ze wsi, w czapce na głowie, który przeszkadzał społeczeństwu, więc po bezskutecznych wycieczkach w więzieniu wysłali go tu- do "czubków", jak sam mówi. Sytuacja jest dla niego komiczna- głuchy Indianin, Chartes powtarzający ciągle "pierdolę żonę", wiecznie zmęczony Pete, chorobliwy czyścioch Maternick i inni z wesołej ferajny, którzy na początku podchodzą sceptycznie do jego zachowań, by potem całkowicie się do niego przekonać. Na oddziale zaczęła się wojna. McMurphy konta Wielka Oddziałowa, jedna bitwa przegrana, inna wygrana. Sprośne żarty przeciwko wielkim cyckom... Co prawda, rewolucjonista jest trochę zbity z tropu, kiedy dowiaduję się, że właściwie z wszystkich pacjentów szpitala, on jako nieliczny nie jest tu dobrowolnie, ale... Czy to go powstrzyma?
Autor, Ken Kesey, powieść napisał po pewnym okresie czasu pracowania w właśnie takim miejscu. Jest to książka niezwykle poruszająca, ale też ZABAWNA! Sceny dokuczania oddziałowej- znakomite! Kreatywność pacjentów w poszukiwaniu czegoś, czym można by się upić podczas nielegalnej imprezy z dziwkami- niesamowita! Niektóre sceny napisane są pod wpływem LSD, a sam opis reakcji człowieka po elektrowstrząsach-jak najbardziej prawdziwy(by nadać autentyczności powieści, Ken Kesey, poddał się temu zabiegowi!). Niektóre postacie fikcyjne, niektóre, jak najbardziej prawdziwe. Tego nie warto przegapić! Mówię to ja- osoba, która parę dni temu, w akcie desperacji wyrzuciła koszulkę przez okno, by potem łączyć taśmą trzy miotły, a gdy to nie wystarczyło... Wchodzić w balerinach i trenczu na choinkę. :)

Wieczór spędzę nadal w "kukułkowym" klimacie(słowo "cuckoo" w angielskim znaczy obok kukułki, również wariata), tym razem oglądając ekranizację tej książki. 


W kolejnej odsłonie serii "Klasyki(i nie tylko!) literatury" coś znacznie lżejszego, ale także mającego ekranizacje. Zagadka: Najsłynniejsza dama do towarzystwa, kilkadziesiąt lat wstecz i śniadanie. Wiecie już? No i może... baleriny.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz