Strony

wtorek, 30 października 2012

Ukulturalnienie


Od czasu do czasu, a rzecz dzieję się zazwyczaj w weekend, mam ogromną ochotę ukulturalnienia. Tym razem nie poprzestałam na nadrabianiu seriali, czy przesłuchiwaniu youtube'a. Nie byłam nawet na koncercie. Tym razem( a właściwie tamtym, bo było to w sobotę 27 października ) zrobiłam coś o wiele bardziej kulturalnego.

Korzystając z okazji nabycia biletów za dwie dyszki udałam się do...  Bałtyckiego Teatru Tańca na(podobno) balet. Co musicie wiedzieć- kiedy już jestem na uczelni( a nie zdarza się to za często) ZAWSZE przechodzę obok owego teatru. Było więc to wydarzenie podwójnie ekscytujące :) Moja baletowa świadomość kończyła się na "Jeziorze łabędzim", "Czarnym Łabędziu"... i wiedziałam, że balet jest z Rosji. Wystroiłam się więc jak stróż w Boże Ciało i udałyśmy się z kulturalnymi kompankami w stronę Gdańska. 

Studentki są jednak cwane. Oprócz tego, że wybrały za cenę dwudziestu złotych aż trzy przedstawienia, owe spektakle posiadały  stroje Paprockiego&Brzozowskiego a muzykę(prócz Mozarta) Możdżera. Prestiż wzrósł więc do "plus sto do lansu".

Co do przedstawień- "Windows" to opowieść o psychodelicznej dziewczynie posiadającej problem z wchodzeniem w relacje interpersonalne, której życie toczy się za plecami, bo jednak zbyt psychodeliczna jest. "No more play"- nie zrozumiałam. "Six dances" WSPANIAŁA opera mydlana, rozśmieszająca na początku tylko mnie(to oczywiste, że powinnam być krytykiem sztuki, skoro w mig pojęłam koncepcję!!!), a potem całą salę. Nie tylko ze względu na tancerza w białych gatkach z przyklejonym kwiatem na przyrodzeniu, też dlatego, że kiedy stylizowani na okres baroku tancerze poruszali się z ich twarzy spadał biały puder(i podejrzewam, że nie był to zabieg celowy) :)

http://www.baltyckiteatrtanca.pl/

A potem, w celu odmóżdżenia i odkulturalnienia poszłyśmy do pewnej knajpki trochę zjeść. No i jadłyśmy lody. Temperatura minus sto.

Jakieś pomysły na tą sobotę? 


środa, 24 października 2012

Logika porzuconej kobiety


Zwykła ona, zwykły on. W tej swojej zwykłości, przeplatanej codziennością i prozą życia oraz mieszkania razem, zmęczyli się oboje. Zamęczyli się cholernie.  Ona, poprawnie zadbana, ale piękna dziewczyna, gdzieś w gonitwie między uczelnią, a pracą zapominała o sobie. Trochę swoje pasję zaniedbała, a talent miała, trochę i pośladki zaniedbała, bo przecież chłopa miała. Więc owy chłop jako słabsza płeć i jej przedstawiciel, dziewczynę rzucił. Zbyt się zamęczył codziennością, zwykłością jej pośladków, swetra w niedzielne popołudnie, czy tym, że ona już nie ma pasji, chociaż sam był nudny, jak flaki z olejem. I 80 % polskich mężczyzn
Na tym etapie zaczęła się rewolucja. Porzucona zaczęła biegać, malować się, inaczej czesać. Stwierdziła, że jednak może warto zapoznać się z trendami modowymi jesień 2012, zacząć znowu realizować się w czymś o czym zapomniała. Porzucona nie jest osobnikiem odosobnionym. Pamiętacie Judytkę z "Nigdy w życiu"? Nagle i szminką czerwoną usta maluje i dom wybuduje na wsi! A na forach, jak grzyby po deszczu, pojawiają się posty, o tym, jak pokazać mu, że jeszcze będzie z niej laska, że jednak nie jest nudziarą i interesuje się filmem. Wszystkie chcą przejść jakąś wspaniałą przemianę po rozstaniu, które podobno jest wyzwalającym doświadczeniem, jak pokazanie środkowego palca nauczycielom przez Agnieszkę Chylińską.
Wszystko byłoby super, gdyby nie fakt, że porzucone nie robią  tego dla siebie. Chłopom pokazać chcą, że są warte i że oni byli niewarci tego, że „zrezygnowały z siebie”. Teraz rezygnują z tego, czego naprawdę potrzebują(zastanowienia się nad sobą, etapu żalu po stracie) byleby znowu je zauważył. Kiedyś rezygnowały z siebie, by czas z nimi spędzić, teraz rezygnują z siebie, by zostać zauważone przez nich. Logika porzuconej, „wyzwolonej” kobiety.



Wiecie, że Balzac napisał książkę "Kobieta porzucona"? Podobno jest to studium psychologii kobiecej. Muszę to przeczytać podczas "czasu dla siebie" i udawania, jaka jestem zajęta. Ot, logika kobiety w związku.

Ps. A co robiłam w zeszłą sobotę? Coś, co sprawiło, że blogowanie ma jeszcze większy sens! Podpowiedź: Progressteron. Wiola Wabnic. Wykłady, rady i pogadanki.


O tym, już niedługo :)


poniedziałek, 22 października 2012

Piękny weekend

Piękna jesień!

W sobotę plaży ludzie biegali na bosaka, słonko grzało, a ja leżałam na piasku porządkując w głowie wszystkie myśli po spotkaniu z pewną panią ze środowiska blogerskiego, o czym już niedługo :)


Tymczasem wspominam.











...i ubolewam, że znowu tydzień pracy, szkoły, wstawania wcześnie i innych głupot! 

Byle do weekendu :) 

sobota, 20 października 2012

Wspaniała Kari Amirian

Uwielbiam jesień. Wysyp płyt, koncertów i ogrom kulturalnych wydarzeń!

Wczoraj spędziłam wieczór w Uchu. Do Kari Amirian podchodziłam sceptycznie, lubię raczej muzykę energetyczną, dająca kopa, a nie smęty i swawolki(nie ukrywam, takie miałam wrażenie po przesłuchaniu paru piosenek). Do koncertu przekonało mnie jednak porównanie Kari do Bjork i opis "połączenie indie pop z alternatywą" oraz Kasia(dzięki!)

Pomyślałam, że może na żywo będzie inaczej?

fot.Martyna Galla

Oj było! Przepięknie ubrana Kari Amirian, w bluzce inspirowanej stylem indiańskim i skórzanych spodniach, CUDO! Wyglądająca mniej więcej tak:

fot. ishootmusic.eu

Przeskromna, wspaniale wprowadzająca w klimat. Sama muzyka- ogromnie naturalistyczna(można było usłyszeć... uwaga! skrzydła ptaków!:)) Bębny, skrzypce, organy, wiolonczela, bas. Niesamowita energia, klimat stworzony przez brak przerw między piosenkami i charyzmę samej Kari, która całą publiczność "zmusiła"(a my się chętnie poddaliśmy) do powstania i klaskania. W tle specjalnie przygotowane wizualizacja kolektywu Wooom. Wiecie co było w tych animacjach? WILK, na przykład.

Kari, dzięki!

Moje ulubione <3

wtorek, 16 października 2012

Z serii: Klasyki(i nie tylko!) literatury: Oskar i pani Róża


Jak w dziesięć dni zostać zarówno nastolatkiem, jak i starszym panem? Tak, jak Oskar!



Oskar jest 10-latkiem mającym białaczkę.  Śmierć jest czymś oczywistym, z czym trzeba się zmierzyć, chociaż jest to zadanie bardzo trudne nawet dla dorosłych. W związku z tym relacja rodzice-dziecko jest zaburzona, w końcu jak  bez skrępowania mówić o uczuciach, kiedy wiesz, że ktoś najbliższy niebawem odejdzie bezpowrotnie? Co dziwne, chłopiec radzi sobie z sytuacją o wiele lepiej. No może z pomocą pewnej starej pani...
Róża, starsza pani i  podobno była zapaśniczka, próbuje przekonać ateistę Oskara, że może warto byłoby nawiązać kontakt z Bogiem. Jeszcze bardziej absurdalne- kontakt listowy, na adres... no właśnie na jaki adres? Chłopiec jednak podejmuje wyzwanie, a w każdym liście opisującym dzień zawarte jest metaforycznie aż dziesięć lat! W takim właśnie tempie Oskar traci siłę i witalność życia. Chłopiec opisuje pierwszą noc z 10-letnią narzeczoną, to jakie ma uczucia będąc czterdziestolatkiem, czy w końcu jak się czuję będąc staruszkiem u progu istnienia. Właśnie te zabiegi sprawiają, że  powieść nie jest aż tak bardzo smutna, czy przygnębiająca. Potrafi rozśmieszyć, mimo że cały czas myślimy „Hej, Ty tam u góry! Odpowiesz mu na te listy?” z cichą nadzieję, że jednak nie...
Krótka powieść o tym, jaką ogromną wartość ma życie, jak trudno czasem mówić o uczuciach,, oraz o tym, że dzieci rozumieją więcej, niż nam się wydaje. Kolejny fenomen Schmitta.

"Dojrzewanie to jest naprawdę syf! Dobrze, że przechodzi się przez to tylko raz."

"Jak ma się osiemnaście lat, to nie wie się, co to zmęczenie."

"Tak to już jest z człowiekiem, że na starość nie za bardzo lubi podróżować."

"Byle kretyn może cieszyć się życiem w wieku dziesięciu, dwudziestu lat, ale kiedy człowiek ma sto lat, kiedy już nie może się ruszać, musi uruchomić swoją inteligencję."

"Jut­ro, Pa­nie Boże, jest Boże Na­rodze­nie. Nig­dy nie ko­jarzyłem, że to są Two­je urodzi­ny. [...] Te­raz, kiedy już jes­teśmy kum­pla­mi, co chcesz dos­tać ode mnie na urodziny?"

Co do dzieci... Zerknijcie na blog: http://ksiazkinaczacie.blox.pl/html . Pisany przez 12-latka blog, który w rankingu magazynu "Press" zajął trzecie miejsce na najciekawsze blogi o książkach! Wiecie jaką ma taktykę oceniania? Jeśli powieść była naprawdę bombowa, daje jej 7/7 bomb. I co? Dzieciaki to są jednak mądre! 




poniedziałek, 15 października 2012

Weekendowe jedzenie

Kto mnie zna, ten wie, że weekend nie ma sensu bez jedzenia!









A teraz już tylko herbata, cytryna i miód. Choroba nie zna granic. Ciao!

piątek, 12 października 2012

Za długi tydzień, dajcie weekend!

Z utęsknieniem czekam na jutrzejszy dzień, gdy (na szczęście) już po godzinie dwunastej, będę mogła wybiec na główną ulicę miasta i gębę cieszyć, że szaleństwo uczelniano-pracowe się skończyło. Wstawanie poranne, torba, która rwie się od nadmiaru jedzenia, włoski "picollo test" z powtórzeniem wszystkich czasowników poprzedniego roku, prezentacja z przedmiotu, którego nazwy nie pamiętam, bo inne są zbyt podobne- także merytorycznie! 

Kilkanaście godzin poza domem, nawet mnie potrafią wymęczyć, a na wzrost odporności przy wykończeniu nie pomaga ani kasza jaglana, ani olej lniany. Skapitulowałam nawet z czosnkiem, nad czym bardzo "ubolewa" mój ukochany :)
Przede mną- całe dwa dni błogiego lenistwa. Mam na nie plan, a jakże! Biblioteka, która muszę odwiedzić koniecznie jutro, bo dostanę kolejną karę, chyba że jak w dwóch poprzednich przypadkach zmienię ją na inną, nie informując o tym, że nie zapłacę kary. Byłoby szkoda, bo jest i blisko i wszystkiego pod dostatkiem, więc planuje "Buszującego w zbożu", "Władce much", albo jeszcze inny literacki rarytasik do nowej serii.


Wiecie, że istnieją pięknie biblioteki? :O


Potem gdyńska, stara , zimna, śmierdząca, ale jakże klimatyczna hala, by zakupić dynie, paprykę, pietruszkę, fasolę, groch i inne. Trzeba w końcu zrobić zapasy na kolejny tydzień, by mieć co pakować w małe pojemniczki, z których śmieją się wszyscy porównując mnie(kobieta, młoda) do Ibisza(chłop, stary)!




Małe sobotnie sprzątanie,  które jest swoistym rytuałem w sobotnie popołudnia w polskich domach, by potem... Chillować z dziewczynami, winem, filmami, jedzeniem, winem, jedzeniem.

Niedzielę trochę odchoruję z rana wraz z kacem, a potem... Potem nie wiem. Porobię nic. W nicnierobieniu jeszcze dwa tygodnie temu byłam MISTRZYNIĄ! Zbiorę siły na kolejny tydzień, którego intensywność jednak bardzo lubię. Czuję, że żyje, a i dzień z telewizorem doceniam bardziej. Rozumiecie to? Z telewizorem :O

Kochani! Namówiłam pewną panią, zwaną przeze mnie "Martuszką", aby narysowała dla bloga pewien rysunek, który już na dniach(mam nadzieję) zawiśnie zamiast kałamarza z piórem!  Na dniach recenzja kolejnej kultowej, moim zdaniem, książki. W tygodniu... felieton o tym, jak baby zaczynają chodzić na siłownię, golić nogi i przechodzić jakąś wewnętrzną przemianę rozwojową, gdy tylko chłop je rzuci.  Musicie zajrzeć!

Udanego weekendu!

niedziela, 7 października 2012

Z serii "Klasyki(i nie tylko!) literatury": Śniadanie u Tiffany'ego

Nie wiem, jak inne panie, ale ja mam tą słabość, że po przeczytaniu pewnych książek o kobietach, chce być, jak one. Tak było z Czarownicą z Portobello, panną od "Czekolady", jak i Holly Golithly ze "Śniadania u Tiffany'ego". Tym bardziej, że ostatnia ma dokładnie tyle lat, co ja! Kocham kobiety!

Krótka powieść Truman'a Capote'a opowiada o młodej dziewczynie mieszkającej w NY w latach 40-tych. Wtedy mężczyźni byli gentelmenami i nawet panie do towarzystwa traktowali z klasą. Holly więc miała szczęście. Swoim uśmiechem, gracją i kapitalnymi tekstami rozbrajała młodych, starych, średnich, wzbudzając nienawiść wśród kobiet, szczególnie starej, grubej sąsiadki z dołu, u której wynajmowała mieszkanie, gdzie robiła całonocne imprezki. Mając rudego bezimiennego kota, grywała na gitarze, czego nauczył ją mąż, za którego wyszła mając lat 14-naście, a od którego potem uciekła. Przecież wtedy była dzieckiem, to nie było prawdziwe małżeństwo! Staruch się w niej zakochał na zabój, z resztą jak wszyscy. W gronie uwielbiających ją mężczyzn jest i, nazywany przez nią Fredem, Paul, pewien pan mieszkający w tym samym budynku, co ona. Ten, początkowo jej nie cierpiąc, zakochuje się w niej szaleńczo i z ciężkim sercem pozwala jej na ucieczkę. Czemu uciekła?

"Tego wieczora zdjęcia Holly znalazły się na pierwszej stronie wieczornego wydania »Journal-American«, a następnego ranka trafiły do »Daily News« i »Daily Mirror«.(...) Oto, co mówiły nagłówki: DZIEWCZYNA DO TOWARZYSTWA ARESZTOWANA W ZWIĄZKU ZE SKANDALEM NARKOTYKOWYM (»Joumal-American«), AKTORKA ARESZTOWANA ZA SZMUGIEL NARKOTYKÓW (»Daily News«), SZAJKA HANDLARZY NARKOTYKAMI ROZBITA, AKTORKA W ARESZCIE (»Daily Mirror«). "

[Mediasat Poland, 2004; Kolekcja "Gazety Wyborczej"]


Ich niesamowita relacja, wyglądała zarówno tak:


Holly: Wie pan, co to jest wściekła chandra?
Paul: Rodzaj depresji?
Holly: Depresję masz wtedy kiedy przytyjesz lub za długo pada. To zwykły smutek. Wściekła chandra to potworna rzecz. Nagle odczuwasz nieuzasadniony lęk. Pan też je miewa?
Paul: Pewnie.
Holly: Dla mnie jedynym ratunkiem jest wsiąść w taksówkę, i pojechać do „Tiffany'ego”. Od razu się uspokajam. Tyle tam spokoju i godności. Nic złego nie może się tam zdarzyć.


Jak i:


Paul: Kocham Cię!
Holly: Dzięki.




Warto przeczytać! Dla zabawnych dziecinno-kobiecych  tekstów, inspiracji oraz by kolejny raz porównać książkę do filmu. Wiedzieliście, że rolę Holly miała zagrać Marylin Monroe? Charakterologicznie może i podobne, ale mimo całej mojej sympatii do MM, kurde jak dobrze, że wybrali Audrey Hepburn!

Chcąc zatrzymać Holly, ubieram baletki, rurki i golf! Zapaliłabym nawet tą śmieszną fajkę, gdybym paliła. Chociaż właściwie, kiedy robić głupie rzeczy, jak nie wtedy, gdy się jest młodym?

Udanej niedzieli!


Ps. Mam nadzieję, że podoba Wam się nowy wygląd. Pięć miesięcy zajęło mi to, aby nauczyć się obsługi "Projektanta szablonów"... :)

piątek, 5 października 2012

Jak pokonam jesień!



Dzień zapowiadał się całkiem optymistycznie. W ramach niewyspania zrobiłam sobie przedwczesny weekend rezygnując z powrotu do rzeczywistości, jakim jest dla mnie konieczność pojawiania się na uczelni. Słonko ładnie grzało, a ja gdzieś między firanką, a zasłonką widziałam pomarańcz, żółć i czerwień liści. W ramach dogadzania sobie na pierwsze śniadanie zjadłam ciasto, na drugie(które było jakieś... 10 minut później) świeże bułki, po które nie musiałam sama iść, więc ich ranga świeżości i wspaniałości wzrasta ponad skalę! Było więc jak w reklamie Biovitalu, czy innego lekarstwa reklamowanego z polską wspaniałą jesienią w tle. A potem... Rozpadało się rujnując moją wizję wspaniałego piątku doszczętnie. Przypomniałam więc sobie, że muszę zrobić projekt na zajęcia, których nazwy nie pamiętam, wieczór spędzę w pracy( a jakże inaczej), a cały weekend samotnie, bo wszystkim bliskim zachciało się Warszawki, czy to w postaci dzikich, tanecznych pląsów, czy jakiegoś tam SGH. Walka jednak ma sens, wmawiałam sobie. Próbując pokochać jesień zrobiłam to od strony... kulinarnej oczywiście. Makaron z dynią w sosie śmietankowym z gałką muszkatołową i parmezanem? Minus jeden do depresji. Świeżo zebrane orzechy włoskie idealne do owsianych ciasteczek? Minus dwa. Szarlotka z jabłkami z dziadkowej działki? Minus pięć. Herbata, cytryna, miód, goździki! Małe zakupy w lumpeksowym raju? Jestem w niebie! 

W kieszeni mam jeszcze jutrzejszą jajecznicę z kurkami nazbieranymi przez tatę(jest ich aż 5!), więc..
Jesienio, pokonam Cię, więc spieprzaj z tym deszczem i dawaj słońce! 


środa, 3 października 2012

Sekrety Moniki Olejnik

Wieczór spędzam czytając wywiad z Moniką Olejnik. O tym, ile ma szpilek, dlaczego żałuje posiadania tylko jednego dziecka, bieganiu, groźbach od jednego z Kaczyńskich i innych rzeczach. Dla niej dziennikarstwo to codzienność, pasja i sposób życia. Szczerze podziwiam, czerpiąc inspirację! 

Pyta Tomasz Jastrun, odpowiada blondyna:




Ps Transport publiczny i ilość okienek pomiędzy zajęciami sprzyjają! Jestem już na setnej stronie powieści, o której napiszę w niedzielę, w serii "Klasyki(i nie tylko!) literatury". Macie pomysł na kolejną, wartą przeczytania książkę? KAŻDY pomysł(nawet "Kubuś Puchatek") się przyda! Planuję klasykę literatury(uwaga!) erotycznej, Dostojewskiego odkładając na święta, których nie mogę się już doczekać. Ciasteczka, cynamon, prezenty, pierogi, pierogi, pierogi...
Wracając do rzeczywistości: Na blogu będzie  więcej linków do ciekawych tekstów, wywiady, które warto przeczytać, relacje z tematycznych imprez. Plan wygląda świetnie, więc... trzymać kciuki za motywację, zaglądać częściej i komentować(nie tylko mój rzekomy brak talentu) ;)