Strony

piątek, 23 listopada 2012

Z seksi repertuaru

Są takie sprawy, kobiece, co to, jak się smaku nie pozna, nie można oceniać. Co takie rzeczy, ultra kobiece, co jak się nigdy nie użyło, nie można oceniać. Są!
Sprawa ma się ciekawie. Człowiek nie je mięsa życia połowę, a królika na głowę ubrał, bo chciał poczuć się jak caryca rosyjska, albo co. Zęby nie za proste, to fakt, wystarczająco białe jednak, by ich otoczkę, zwaną ustami, pomalować czerwonym mazidłem i Monroe udawać. Podwyższa się wzrost butami, jak z teatru greckiego, a na kopytka, nawet zbyt zaatakowane tkanką tłuszczową, wkłada się ten nylon, albo podpina pod sznurki jakieś i już jest! Seksbomba, a jak!
Konwencja jest całkiem zabawna, bo gdzie tu(gdy ziemniaków kilogram kupić, albo na dziesiąte piętro wchodzić, bo winda znów popsuta), w futro się odziać, na dupsku mając stringi, pocić się w pończoszkach, robiąc jednocześnie odciski od butów, cholernie źle wyprofilowanych! Klnie się wtedy pod nosem, że to dlatego, że to nie Louboutiny, ale kiedyś, kiedy już będzie się seksi damą na maksa, znajdzie się i gentelman, co czerwonopodeszwowe ciżemki sprezentuje. 
Jak być damą, już kiedyś pisałam, w aspekcie jednak tylko stricte torebkowej, stąd moje rozwinięcie dzisiaj.
Na koncert, tydzień temu, maznęłam sobie usta szminką czerwoną, którą potem zjadłam wraz z bagietką czosnkową. Przez tą chwilę jednak czułam się wspaniale. Przez tą chwilę, gdy potem na obcasach ze skórki, weszłam w dziurę między płytami chodnikowymi, kwitując "kurwą". Taka byłam seksi. 



Ale leżeć i wyglądać też umiem :)

poniedziałek, 19 listopada 2012

Medionalia 2012

Sobota nie może być od wypoczywania! Co to, to nie! Sobota miała być dniem rozwoju :)
Jako że rok temu nawaliłam kompletnie za sprawą gili po kolana, w gardle, w nosie, na bluzce... W tym roku jadłam czosnek już cały tydzień, a nuż! Udało się! Tylko lekko podziębiona w sobotę rano(dobrowolnie wstawać o 7- szaleństwo...) wybrałam się na moją uczelnię(gdybym za nią się stęskniła przez jeden dzień) na Medionalia 2012!



Imprezkę zaczęłam od odebrania identyfikatora, planu imprezy, kuponu na obiad(za darmoszkę mogłam zjeść kotleta schabowego...:)). Pognałam na aulę, gdzie miał odbywać się pierwszy panel dyskusyjny:

PR W ROLI OSKARŻONEGO CZY OSKARŻYCIELA?

Marzena Klimowicz-Sikorska – trojmiasto.pl, Wojciech Wężyk – Brandscope

Pozytywne spotkania dziennikarki Trójmiasta i pana Wężyka, specjalisty RP. Pogadanka była przyjemna, otwarta, pełna pytań, nawet(!) o lekko seksualnym zabarwieniu. Przekomarzania Marzeny Klimowicz o tym, jakie to hieny ci pr-owcy, pana Wojciecha, o ile to lepiej zarabia, a nic nie robi. Fajny klimat.

Drugi panel:

FELIETONIŚCI CZY SZANSONIŚCI?

Krzysztof Skiba (felietonista WPROST), Tomasz Żółtko (pieśniarz, poeta, felietonista)

Ogień i woda. Tak w kilku słowach można opisać Krzysztofa Skibę i Tomasza Żółtko. Spotkanie miało charakter conajmniej dziwaczny. Skiba ekstrawertyczny, Żółtko zamknięty i jakby lekko znudzony. Do tego połowa nie rozumiała na czym polega felieton, potwierdzając swoją niewiedzę zadawaniem kretyńskim pytań. 

Potem wciągnęłam ziemniaki z marchewką, pogadaliśmy sobie z innymi studenciakami dziennikarzami i pognaliśmy na warsztaty pisania interesującej recenzji z Tomaszem Rudzińskim, dziennikarzem Trójmiasta. Chciałam się spytać, dlaczego tak owy portal nie lubi się z Miastem Kultury, ale gryzłam język. Oj gryzłam. Gdy przyszedł czas napisania jakiejkolwiek recenzji, pożaliłam się panu Rudzińskiemu, że mam dziurę w mózgu i czy mogłabym, skoro mam pod ręką komputer, przeczytać jakąkolwiek recenzję, którą już napisałam. Włączam komputer, a tam- awaria systemu :)  No pięknie!
Gdy już włączyłam komputer, byłam szczęśliwa na tyle, by wzbudzić zażenowanie dziennikarza i było już za późno by przeczytać moje pseudo-recenzenckie wypociny. Poczytam sobie jednak dla wprawy relacje z imprez prowadzącego warsztaty, a co!

W niedzielnej części nie uczestniczyłam, bo inwazja gilów była za ogromna... 

A dziś! Ogrom wspaniałych wiadomości i pozytywna energia za pomocą piosenki:

http://www.youtube.com/watch?v=t1lxeJQpOwE&feature=relmfu


Bąbelki! Dobrej nocy! 

sobota, 17 listopada 2012

Koncert na cwaniaczka, czyli big-bitowa Ania Rusowicz

Ogrom rzeczy, w których chcę uczestniczyć jest ogromny, czasu mniej, a pieniędzy... NIEmniej( :) ) jednak czwartkowy wieczór już od jakiegoś czasu dla Ani Rusowicz.



Imprezka odbyć się miała w legendarnym Spatif-ie, obskurnym, bo legendarnym i legendarnym, bo  obskurnym. Jakieś czapki Mikołaja, stare dywany, kawałki firanek nad barem. No... kto, co lubi. Bilecików za trzy dyszki nie zdążyłyśmy kupić, ale  dycha więcej nas nie przeraziła! Stoimy na ciasnych schodach, mówimy ochroniarzowi, że nie kupiłyśmy biletów, bo strona nie działa, a on, że mamy iść kupić tam u starszego pana i poszłyśmy... od razu pod scenę! Kaśka niechętnie, ale ja jestem cwaniak i dusigrosz i hippis. Zachowanie wydawało mi się zgodne z ideologią koncertu, więc wiedziałam, że mi wybaczą w razie czego, dla bezpieczeństwa jednak rękę bez pomarańczowej opaski trzymałam w dole. Na początku, przynajmniej :)

Bo potem było wspaniale i  jeszcze lepiej! Zdejmowanie bluzek( zdziwienie, co? ), pióra, pot i śpiewanie razem "papapa". Ania tańczyła zupełnie, jak jej mama, perkusista był szalony, pan od dziwacznych retro organów lekko zawstydzony pierwszym koncertem, a obok mnie stał 20-letni chłopak z... PEJSAMI! Odstresowanie na maksa! Polecam dla wszystkich tych, którzy czują, że płynie w nich krew wolności, szczęścia i miłości. PEACE :)

Wiecie, gdzie teraz jestem?
 Na Medionaliach, imprezie dla studentów dziennikarzy, gadamy sobie właśnie ze Skibą o felietonach, a co! O tym już jutro :)

środa, 14 listopada 2012

Przysięgam!

Przysięgam, przysięgam, że jeszcze parę dni i znowu będzie coś nowego! Jak rzucę w cholerę prawo instytucjonalne,  psychologię, włoski i  miliony kretyńskich projektów. Jak już uporam się byciem perfekcyjną panią domu, jak wypumeksuje stopy i wyśpię się, będzie coś nowego! Mam dla Was parę fajnych nowinek, więc...

Miejcie się na baczności!

czwartek, 8 listopada 2012

Fenomen rzeczy prostych



Znacie ten wyjątkowy smak świeżego chleba z masłem? Lubicie spać? Po paru piwkach, albo setkach(jak kto woli) bawicie się do Boysów? W końcu- czytacie metro czekając na autobus? Bo wszystko to jest proste! I fajne!

Fenomen rzeczy prostych wynika, jak nazwa wskazuje, z prostoty. A wiecie, co to prostota? Źródło wiedzy podstawówkowiczów, studentów, księdzów, dziadka i tej sąsiadki z dołu, co zawsze w niedzielę daje w palnik (bo rzeczy proste aż nadto jej smakują) definiuje się na temat prostoty w  sposób  aż nadto ściśły! Matka nauki, Wikipedia mówi,  „Prostota jest właściwością, stanem lub jakością bycia prostym. Często oznacza PIĘKNO”. Czego chcieć więcej? Rzeczy proste są łatwo przyswajalne, nie trzeba się dwoić i troić, co oznaczają, ani udawać, że smakują, gdy nie smakują zupełnie! Są i fenomenalne rzeczy skomplikowane, podobno. Kawior jest PODOBNO pyszny. Ale to gdy wcinasz pajdę ciepłego chleba uszy Ci się trzęsą, gdy słuchasz Mozarta nie tupiesz nóżką, jak do„jesteś szalona”, aż Ci jest wstyd, ale jesteś szczęśliwy!

To wstyd cholerny lubić rzeczy proste, tym bardziej że z prostoty do prostactwa podobno krótka droga.  A prostactwo to brak dumy, godności i  niewybredność. Wystarczy więc z miną, jak podczas kolacji w pałacu prezydenckim, jeść ten wspomniany chleb. Myślę, że właśnie w ten sposób z niedobrych rzeczy(patrz: ser pleśniowy) zrobiono dobre.  Udając. Proste!





Widzicie:  http://natemat.pl/37435,miliony-sluchaczy-a-wciaz-budzi-wstyd-czy-disco-polo-to-obciach?

Jednak mam rację :) Idę odmóżdżających Kiepskich oglądać, a co!

piątek, 2 listopada 2012

Mistrz i Małgorzata: Nowicki i Domagalik

Uwielbiam czytać fajne wywiady.
Fajne wywiady to te, podczas czytanie których masz wrażenie, że trochę podsłuchujesz, bo rozmowa jest tak intymna.
Fajne wywiady to te, podczas czytania których gęba Ci się sama śmieje.
Fajne wywiady to te z fajnymi, mądrymi chłopami.

A że lubię mądrych chłopów...

Szczerze polecam wywiad z cyklu "Mistrz i Małgorzata" w gazecie  "Pani". W roli Małgośki, jak zawsze niezawodna Małgorzata Domagalik, w roli mistrza Jan Nowicki.


Małgorzata Domagalik:-Zaproponowałabym ci taką konwencję, żebyś potraktował mnie jak panią, która ciągle jeszcze chce wiedzieć, a Ty, żebyś za tymi drzwiami zostawił starca. 

Jan Nowicki:- Źle zaczynasz, bo mówisz, czego chcesz, a ja nie po to tu się zjawiłem. 

M.D.-Czyli ma być tak, jak ty chcesz. 

J.N.- Nie, pozwól, że skończę. Mój kolega reżyser, nazywa się Bajon, ma taką manierę nie do zniesienia, że mówi do aktorów: daj mi, daj mi. 

M.D.-Ale to właśnie ty mówisz: daj mi, a ja chcę się dowiedzieć. Tylko że jest problem, bo ty lubisz gadać z kimś, kto cię nie lubi, to dodaje ci skrzydeł, a ja cię lubię. Tak? 

J.N.- To fantastycznie. Ale mogę udawać, że mnie cholera bierze

M.D.-Chce Ci się udawać? 

J.N.-To mnie na moment ożywia, poza tym ja składam się z opowieści, sam nie wiem, gdzie jest prawda, a gdzie nieprawda. Prawda mnie nie interesuje, a zwierzanie się to już kompletnie. Nawet księdzu nie mówię prawdy, a co dopiero tobie czy sobie. 


I wiecie co owy Pan jeszcze powiedział? Że ludzie już nie wiedzą, co to"Mistrz i Małgorzata". Nieźle! :)


Ps. Kochani! Z niecierpliwością czekam na wpis Wioli Wabnic odnośnie spotkania na Festiwalu Progressteron. Byłam na jej wykładzie i ja, jako jedyna prowadząca bloga zadawałam pytania- będzie filmik- podobno :)

Udanego weekendu!