Strony

czwartek, 28 lutego 2013

Młodzi, gniewni

W podręcznikach psychologii mówią, że młodość ma to do siebie, że się sprzeciwia. Sprzeciwia się i dobremu, i złemu, sprzeciwia się nawet sprzeciwom, zasadę sprzeciwu kontynuując.  Nie zdziwiłam się więc, gdy młodzi sprzeciwieni, nazwani po obserwacji gniewnymi, wsiadając do środka komunikacji miejskiej, postanowili uraczyć wszechobecnych studentów, wraz z jednym hipsterem na czele, muzyką gniewnych, zwaną dalej hip hopem.
Młodzi gniewni w zależności od klasy społecznej charakteryzują się różnorodnością gustów muzycznych, to fakt. Trafiliśmy niestety na zagniewanych dresów szelestów, więc gdyby ktoś zapomniał, jaki jest najczęstszy przerywnik zdania w języku polskim, mógłby sobie zupełnie bezproblemowo przypomnieć, co chwilę kurwy słysząc. Lecą więc kurwy, na lewo i prawo, aż człowiek sam głupieje i myśli sobie "ja pierdole, co za gówno". Chciałam włączyć więc sobie za pomocą mojego nie-smartfona i zielonych słuchawek Brodkę, wpisując się powoli w klimat weekendowych wojaży. Nie udało się.
Do akcji wkroczył w lorderowsko-waderowym płaszczu wcześniej wspomniany hipster. Na trzech, małych, jeden stary. Na trzech łysych, on w lokach do ramionek. No i nie wyglądał na fana tej muzy ulicy. Czy byście mogli wyłączyć, ale im to nie przeszkadza, ale mu przeszkadza, ale im nie i "ch.j". To usiadł. Pojedynek klasowo- pokoleniowy obserwowali wszyscy, więc hipster się nie poddaje. Znowu wstał i zaczepia i ględzi i siada obok nich i próbuje nawet wyrwać ten telefon. Nie mógł popsuć, bo by młody musiał kolejny ukraść, trzeci w tym miesiącu. Młodzi gniewni nawet wstali na chwileczkę broniąc kompana swojej podróży na gapę. Gdy hipster wysiadł na Politechnice, wszyscy się śmiali. Nie z młodych gniewnych. Ze starego wkurwionego. Dresy vs. hipster. 1:0.

http://www.trekearth.com

Zdjęcie nie jest przypadkowe. Kto odgadnie, co to? 

czwartek, 21 lutego 2013

Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego

Z okazji Międzynarodowego Dnia Języka Ojczystego... historia snu Jacka :)

Od zawsze bałem się ciemności. Wczoraj, byłem tak zmęczony, że poszłem spać już o 19, kiedy na dworzu było jeszcze jasno. Zawsze przed zaśnięciem włanczam lampkę, tą, którą dostałem od cioci Halinki(tej, używającej tak mocno pachnący perfum) na czterdzieste urodziny. Niestety, nie włączenie lampki skończyło się dla mnie katastrofą. Śniło mi się, że jestem w Zakopanym i chce wejść na jakąś górę, oglądnąć ponoć niesamowity widok. Postanowiłem iść po najmniejszej linii oporu i skręciłem w tą uliczkę, która wydawała się być najkrótszą drogą na szczyt.  Nagle zaczełem spadać w dół, a cofanie się do tyłu nie pomagało. Większa połowa mojego ciała zniknęła, a ja zamiast wziąść się w garść i wymyśleć coś sensownego, stałem jak głupi. Na szczęście, znalazłem kogoś torbę, która pomogła mi przetrwać zamieniając się w spadochron. Proszę panią, co może oznaczać ten sen?


Błędy(jakiekolwiek!) czterdziestoletniego Jacusia piszcie w komentarzach- zobaczymy, kto jest miszczem polskiego ;)


piątek, 15 lutego 2013

Jak dokuczyć kanarowi?


Państwo prawa ma to do siebie, że obowiązuje w nim prawo. A że konstytucja wspomina, że Polska, jakżeby inaczej, państwem prawa jest, nie wolno bezprawia szerzyć, w związku z czym dupska bezprawnie(za darmo!) wozić po mieście środkiem komunikacji masowej NIE WOLNO!

Na straży prawa stoją więc, wysoce wykwalifikowani mężczyźni. Nie każdy wie, a podejrzewam, że teraz to już nikt, że owe KANARY nazywali są tak dlatego, że kiedyś nosili czapki z elementami koloru kanarkowego. Na przestrzeni lat jednak, ich strój ewaluował do kruczej czerni, a najlepiej wyglądające czarne spodnie to... sztruksy, bo jakżeby inaczej. Kanary noszą więc sztruksy i dresowe kurtki, wzbudzając tym niesamowity respekt, jak na strażnika prawa przystało. Kiedy owy kanar w swojej ptasiej gromadzie stoi na przystanku łatwo go więc rozpoznać. Na ten widok reakcje pasażerów są różne, a dwie najczęściej spotykane, to albo poszukiwanie biletu, albo... ucieczka. Oczywiście, gdybyś wiedział, jak Cię potraktują też byś uciekał, ile sił w nogach.

Czasem uczciwie skasowany bilet nie wystarcza. Legitymacja uprawniająca do ulgowego przejazdu też nie. Nawet, jak jesteś atrakcyjną seksi blondynką(tak mi przykro Natalio!) też nie. To wszystko nie wystarczy, aby kanar nie potraktował Cię jak przestępcę, którego wykroczeniem jest eksploatacja siedzeń w SKM. Gdy jednak  w wagonie obok siedzi jakiś pijaczyna, śmierdziuch, albo dresów więcej niż ich ferajna zasady sprawdzania biletów się zmieniają, ale generalnie... Muszą być chamscy i już. Ze swoją ekipą trzaskają więc drzwiami, idąc w szeregu jeden z drugim, a że dostaniesz z łokcia z plecy(pisałam już, że noszą dresowe kurtki...) to się ciesz, że nie w ryj. Gdybyś wiedział, że ostatnio jeden kanar, na straży prawa stojący, ukradł w galerii handlowej kurtkę i próbował szmychnąć innemu strażnikowi prawa, ochroniarzowi, cieszyłbyś się, że dostałeś TYLKO z łokcia. 

W razie czego nonsensopedia radzi, jak dokuczyć kanarowi :)

  • Jeśli wcześniej rozpoznajesz kanara, a masz bilet miesięczny, pokaż mu go przed rozpoczęciem kontroli.
  • Kiedy zaczyna się kontrola, podejdź nerwowo do drzwi pojazdu. Kiedy pełen nadziei kanar do Ciebie podejdzie, wtedy pokaż bilet.
  • Kiedy podchodzi do Ciebie, zacznij długo i nerwowo szukać biletu. Kiedy zacznie się cieszyć, że Cię złapał, wtedy wyjmij i pokaż bilet.
  • Możesz też poczekać do wystawienia mandatu. Kiedy już zaczyna cię spisywać, pokaż mu bilet miesięczny, który właśnie znalazłeś.
  • Jak kanar pyta „a bilecik jest?”, spokojnym głosem odpowiedz „jest” i obserwuj jego zdziwiony wzrok, zanim do niego dotrze, że masz mu go pokazać.
  • Nigdy nie dawaj kanarowi biletu do ręki. Zawsze tylko OKAZUJ bilet, najlepiej z jak największej odległości.


wtorek, 5 lutego 2013

Być fit!


Zaczęło się. Gdy zapomniało się już o postanowieniach noworocznych, o tym by nie jeść tak dużo słodyczy, by nie pić tyle piwska, i najważniejsze, najpopularniejsze i najczęściej nierealizowane”chcę schudnąć”, na horyzoncie pojawia się wiosna. Wiosna zaś ma to do siebie, że natura się odradza, wszystko kwitnie, śnieg topnieje i takie tam... Człowiek więc, będący częścią wielkiego systemu zwanego wszechświatem, pragnie się dostosować, więc z postanowień noworocznych przeskakuje szybciuteńko do postanowień wiosennych. Kolejne „chce schudnąć”. W perspektywie widzimy przecież jeszcze lato, a wiadomo, że jak lato, to i nóżkę się pokazuje i bajseps przed wyjściem na plaże pompuje...

Zaczynam od piątku! :)
W powietrzu unoszą się rozmowy stricte    jednotematyczne. Przysiady podnoszą pośladki, brzuszki robimy tylko do momentu spięcia. Ewka Chodakowska zbiera coraz większe rzesze fanek(i fanów!). W sklepach sportowych ogromne przeceny, ale co z tego, jak po pomiarze na specjalistycznej maszynie okaże się, że masz lewą stopę lekko rotującą(sic!), cokolwiek to znaczy, w związku z czym, najtańsze buty, to te za 3 stówki, proszę paniĄ. Wpada człowiek w wielki szał bycia fit. Jak co roku.

Nie je się słodyczy, nie pije się piwa, nie wcina się pizzy, mimo że w Pizza Hut festiwal(gdzie nawet ja, niejedząca mięsa, się najadłam okropnie!). Niektórzy nawet, szaleńcy, zapominają, że po drodze jest jeden dzień. Dzień, będący ulubionym zaraz po moich urodzinach. Wiecie o co chodzi? Tłusty...

Ah, jak ja kocham tłusty czwartek! Bo niektórzy nie ćwiczą by być fit. Niektórzy ćwiczą, by jeść więcej słodyczy!


A jak macie ochotę na maksymalne przygotowanie do wiosny, oczyszczenie i mnóstwo jogi... Szczerze polecam!