Strony

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Poświąteczna depresja!

  Mimo że trwają zaledwie parę dni potrafią wzbudzać w nas wiele uczuć. ŚWIĘTA! Od przemęczenia spowodowanego pieczeniem mnóstwa ciast(babki, mazurki, serniczki, tiramisu, babeczki, keksy, paschy), poprzez irytację na niedogotowaną kiełbaskę,  rozżalenie(„Zając” znowu nie trafił w nasz gust!),  na poświątecznej „depresji” kończąc. Pierwsze trzy uczucia trwają chwilkę. Ostatnia, trzyma się niczym rzep psiego ogona! I nie pomoże tu powiedzonko „święta, święta i po świętach”. O nie!
 Cholerstwo nie bierze się znikąd. Najpierw pucowaliśmy okna, jak perfekcyjna pani domu. Potem nadziewaliśmy mięso, niczym Gordon Ramsey. Nasza uwaga skupiała się na przygotowaniach przeświątecznych.  W międzyczasie poświęciliśmy wypasione palmy, kolorowe jajca. Nadeszła niedziela i zaczęło się! Szynka, golonka, roladka, sałatka, ziemniaczki, albo i ryż. Trochę ciasta, więcej ciasta, dawaj ciasto!

„Heniek, przynieś sernika, bo tylko pięć kawałków zostało!”.
„No, poszedłbyś po ziemniaczki”.
”Ależ jedz, tak mało dzisiaj zjadłaś”
„A tutaj dla Ciebie taki prezencik, czekoladka taka, jak lubisz”
„Daj buziaka cioci, no daj”

  W poniedziałek chlusnęło na nas trochę wodą, ale zdecydowanie bardziej jedzeniem. Nie zapominajmy o pokarmie. I o pożywieniu. I o posiłku. Jadło, żywność, dary nieba...
 Po tych wszystkich „dobrodziejstwach” w dzień poświąteczny budzimy się i... czujemy się dziwnie. Objedzeni, zmęczeni siedzeniem przy stole i lekko niewyspani. Obowiązki, które parę dni temu były niczym chleb powszedni dzisiaj robią na nas wrażenie nie do pokonania. Możemy próbować im podołać, walczyć z nimi, może jedną, czy dwie bitwy wygramy, ale wojnę? Wojna z góry przegrana. Chyba, że przyjmiecie moją taktykę- nicnierobienie, aż się zachce robić. Z nudów. I odleżyn. No i może dlatego, że będą powtórki w telewizji?

To mój plan na dziś :)



+MYŚL O MAJÓWCE ZA KILKANAŚCIE DNI!






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz